1) Nie tacy Rosjanie straszni, jak ich malują. Udział Rosjan w polskich mistrzostwach zakończył się rozczarowującym dla nich samych 5. miejscem. Do historii przejdą też prowokacyjne zachowania np. Alexeya Spirydonowa. Utarczki z kibicami, uszczypliwe komentarze na portalach społecznościowych świadczą o słabej odporności psychicznej. Na szczęście, będąc w gdańskiej Ergo Arenie przekonałem się, że nie warto wsadzać wszystkich do jednego przysłowiowego wora. Dowody? Chociażby przyjazne zachowanie Dmitrija Muserskiego, jednej z gwiazd rosyjskiej siatkówki. Środkowy, który odmienił losy olimpijskiego finału w Londynie, bez gwiazdorskich zachowań, poświęcił czas, aby rozdawać autografy (również polskim kibicom). Warto podkreślić też wyjątkową uprzejmość, kulturę osobistą członków rosyjskiej ekipy trenerskiej.
2) Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga. Doskonale znani siatkarskim kibicom nad Wisłą. Z powodzeniem można ich nazwać „głosami polskiej siatkówki”. Pierwszy z nich to przede wszystkim niesamowity ładunek emocjonalny. Drugi, ojciec Fabiana – reprezentacyjnego rozgrywającego („syn wygrywa, ojciec komentuje”), gwarantuje dawkę dodatkowej wiedzy o samej dyscyplinie i rozjaśnia niuanse taktyczne. Mecz polskich siatkarzy bądź siatkarek bez nich może przypominać zmagania polskich piłkarzy bez głosu Dariusza Szpakowskiego. I jak tu się nie zgodzić z tym, że przyzwyczajenie to druga natura człowieka?
3) Bronisław Komorowski. Znany bardziej jako „pierwszy dekoder Rzeczypospolitej”. Zastał polską siatkówkę zakodowaną, a zostawił odkodowaną. W ostatniej chwili pokonał na siatce „najlepszego blokującego”, Zygmunta Solorza – Żaka. Zupełnie na serio, gdyby nie utrudniony dostęp do transmisji z mistrzostw, większa część społeczeństwa z pewnością zakochałaby się w siatkówce. Zamiast rozkwitu miłości do niej, mamy mieszane uczucia.
4) Strefy kibica. Jeśli się zastanawiacie, jak i gdzie kibicować. W domu przed telewizorem czy w strefie kibica? Po wrześniowych mistrzostwach odpowiedź może być tylko jedna. To właśnie w strefach kibica najdobitniej się przekonamy, że sport jest dobrem publicznym i sposobem na zjednoczenie lokalnej społeczności. To właśnie tutaj można poczuć atmosferę wielkiego sportowego święta. Wreszcie bez obaw przed niezadowolonymi sąsiadami, możemy dopingować naszych idoli tak mocno, jak nasze gardło na to pozwoli. Największa nagroda za zdarte gardło? Wybuch zbiorowej radości! Poczuj to!
5) Nowoczene obiekty sportowe. Wciąż ich przybywa. Dzięki nim, Polska w ostatnich latach stała się znakomitym miejscem na organizację największych imprez sportowych. Nie jesteśmy bowiem nasyconym rynkiem, wciąż mamy wiele do odkrycia. Ponadto naszą siłą są wspaniali kibice, którzy łakną sportowych doznań jak tlenu. Z perspektywy mieszkańca Bydgoszczy, dostrzegam w tym trendzie dwie strony medalu. Z jednej strony, dużo nowoczesnych obiektów = więcej sportu na najwyższym światowym poziomie, w dobrej jakości „opakowaniu”. Z drugiej, Bydgoszcz ma już ogromną konkurencję ze strony innych ośrodków. Obawiam się, ze bogate tradycje sportowe mogą nie wystarczyć, aby przyciągnąć nad Brdę kolejne wydarzenia sportowe.
6) Janusze. Pogardliwe określenie na kibiców nie będących fanatykami, przychodzących na mecz siatkówki niczym na imprezę. Odziani w barwy narodowe, uśmiechnięci, pokojowo nastawieni. Sprawiają, że rywalizacja siatkarzy bardziej przypomina festyn niż walkę „na śmierć i życie”. W obliczu polskiego złota – WSZYSCY JESTEŚMY JANUSZAMI. Niech mnie nazywają „Januszem”. Szanuję zarówno spokojnego kibica siatkówki, jak i zaangażowanego w życie drużyny piłkarskiej ultrasa.
7) Zejście ze sceny. Trzeba wiedzieć, jak i kiedy kończyć. Jak mawiał klasyk, prawdziwego mężczyznę można poznać po tym, w jakim stylu kończy. Panowie Ignaczak, Zagumny, Wlazły i Winiarski zakończyli reprezentacyjną karierę w najlepszy możliwy sposób. Z mistrzostwem świata, w glorii chwały. Nic tylko kończyć i przekazać pałeczkę następcom. Każdemu polskiemu sportowcowi życzę takiego zakończenia i uważam, że wyżej wymieniony kwartet zasługuje na to, abyśmy nie domagali się zmiany decyzji. Dziękujemy za wszystko!
8) Największy fenomen mistrzostw. Do niedawna uwijał się w ukropie po siatkarskich parkietach. A we wrześniu bieżącego roku, w swoim trenerskim debiucie sięgnął po mistrzostwo świata. Sięgnął szczytu, będąc głuchy na głosy wszelkiej maści krytyków. Oni mówili swoje, on zrobił swoje. Zostawił Bartosza Kurka w domu, zaufał m.in. Mateuszowi Mice. Stephane Antiga wspierany przez swego mentora, Philippe'a Blaina udowodnił, że będąc nawet trenerskim żółtodziobem można pomóc zespołowi w powrocie na szczyt. Przy okazji zostawił w pokonanym polu utytułowanych trenerów.
To były wspaniałe mistrzostwa. Nigdy ich nie zapomnę. Wierzę, że to dopiero początek tłustych lat dla polskiej siatkówki. Mam nadzieję, że z podopiecznych Stephane'a Antigi przykład wezmą chociażby siatkarki dowodzone przez Piotra Makowskiego. Kibice nie będą mieć nic przeciwko powtórce z września Anno Domini 2014. Kibicujmy polskim sportowcom!
autor. Przemek Andrzej Żmuda
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !