4 grudzień 2014

Dick Pope : 'Najważniejszy jest dla mnie scenariusz' - wywiad

Dział: Wywiady
Napisane przez  Beata Opic, Lena Wachowiak
Camerimage to niewątpliwie impreza wysokiej rangi w świecie filmowym. Do Bydgoszczy zjechało wiele ciekawych osobistości, reżyserów, operatorów, twórców filmowych. Z niektórymi mieliśmy okazję porozmawiać. Sukcesywnie będziemy publikować nasze wywiady oraz sylwetki naszych rozmówców. Dzisiaj przedstawiamy Państwu rozmowę z doskonałym operatorem filmowym Dickiem Popem.

 

Beata Opic: Miło nam, że zgodził się Pan udzielić wywiadu dla naszych czytelników. Reprezentujemy portal studencki Student.pl adresowany przede wszystkim do młodych ludzi, którzy stoją u progu swojej kariery zawodowej.

Lena Wachowiak, Beata Opic: W tym roku gości Pan na festiwalu ze swoim filmem „ Pan Turner”. To nie pierwsza pana wizyta w Polsce?

Dick Pope: Nie, od dawna przyjeżdżam na Camerimage, pierwszy raz w 1993 roku.

L.W.; B.O.: Jak ocenia Pan jakość i poziom festiwalu w porównaniu do innych tego typu imprez filmowych, na jakich Pan bywał?

D.P.: Właściwie nieczęsto odwiedzam festiwale. Byłem kilkakrotnie w Cannes - w tym roku z filmem „Pan Turner”, a także w Nowym Jorku i Toronto. Camerimage jest wyjątkowym wydarzeniem, bo gromadzi autorów zdjęć z całego świata i to doskonała okazja, by poznać ludzi z mojej branży.
Festiwal oczywiście się zmienił. Początkowo odbywał się w Toruniu i było to cudowne, intymne wydarzenie, na mniejszą skalę, potem przeniósł się do Łodzi, a teraz ma miejsce tutaj i rozrósł się do międzynarodowej imprezy, którą każdy uwzględnia w swoim kalendarzu.

L.W.: Mamy nadzieję, że bydgoski festiwal w niczym nie ustępuje tym z poprzednich lat w innych miejscach.

D.P.: Ależ nie! Bydgoszcz to bardzo dobre, przyjemne miasto , odpowiednie dla tego wydarzenia, jest tu wygodnie i kameralnie, a obiekty festiwalowe dobrze rozmieszczone.

L.W.; B.O.: Miał Pan okazję współpracować z wieloma wybitnymi twórcami. Tworzył Pan projekty z Mike’iem Leigh, m. in.: „Sekrety i kłamstwa”, nagrodzone na festiwalu Camerimage w 1996 roku. Czy ma Pan ulubionego reżysera, z którym szczególnie chętnie Pan pracuje
i dlaczego?

D.P.: Miałem przywilej pracować z wieloma reżyserami zarówno z Europy jak i Ameryki i była to dla mnie ogromna przyjemność i radość. Filmowcy są różni, podobnie jak w ogóle ludzie, dlatego praca z nimi jest warta wysiłku, rozwija. Najważniejszym kryterium, które decyduje o tym, czy wezmę udział w projekcie jest scenariusz. Jeśli po zapoznaniu się z nim, odnajduję w nim coś co wywrze na mnie wrażenie, postawi wyzwanie, dopiero wtedy umawiam się na spotkanie z reżyserem. Współpraca z Mikiem Leigh była bardzo owocna, to bardzo miły człowiek i świetny fachowiec. Nasz film „Boyhood” odniósł ogromny sukces. Wspólne projekty z Mikiem zainteresowały innych twórców w Ameryce współpracą ze mną.

B.O.: Jakie aspekty techniczne w pracy nad filmem „Pan Turner” uznaje Pan za najważniejsze? Co było wyzwaniem?

D.P.: Największym wyzwaniem było zmierzenie się z faktem, że Turner to wybitny malarz pejzażu i tematów marynistycznych, bardzo znany w Wielkiej Brytanii i Ameryce. Potrafił fenomenalnie uchwycić światło w swoich obrazach, a ja musiałem pokazać to w filmie. Gdybym miał kręcić „Pana Turnera” w Bydgoszczy w listopadzie, zabiłbym się, ze względu na pogodę. Ciągle padało, było szaro i ciemno. Tego obawiałem się najbardziej przy pracy nad filmem. Nie tylko w Polsce zdarza się kiepska aura. Anglia jest znana z okropnej pogody, również latem i ja mogłem na taka właśnie trafić, a potrzebowałem światła i słońca. Turner pod koniec życia podobno stwierdził, że słońce było jego bogiem i to zostało ujęte w filmie. Na szczęście pogoda dopisała podczas kręcenia zdjęć - wspaniałe słońce i przepiękne niebo i mogłem to wykorzystać w filmie, dołączyłem też specjalne oświetlenie w wiejskich domach i posiadłościach, podczas ujęć wewnątrz, ale najważniejsze było naturalne światło. Mieliśmy szczęście!

B.O.: Czy jako autor zdjęć spędza pan wiele czasu z reżyserem przygotowując się do poszczególnych scen, czy pracuje pan raczej niezależnie i oddzielnie analizując wskazówki ?

D.P.: Tak, to rodzaj ścisłej współpracy. Staram się przełożyć wizję reżyserów bądź reżyserek - bo cześć z nich to kobiety - na ekran, to ich zamysł, ich dziecko, a moim zadaniem jest odzwierciedlić ich historię w postaci obrazów. Spędzam mnóstwo czasu na rozmowach, ustaleniach, zdjęciach próbnych, pokazując reżyserom, czy dane ujęcie jest właśnie tym, czego szukają. Nie realizuję własnych fantazji, pomagam kreować im ich wizje.

B.O.: Jakich kamer Pan używa, jakie rodzaje ujęć są Panu najbliższe i czy używa Pan taśmy filmowej?

D.P.: Używam taśm cyfrowych, nie celuloidu, pozwala na większą manipulację kolorami, uzyskanie piękna na ekranie, obecnie jest bardzo trudno nakręcić film przy użyciu tradycyjnych metod.

L.W.: Zyskał Pan uznanie na całym świecie za to jak potrafi pan uchwycić piękno w tworzonych przez siebie zdjęciach. Filmy kręcone przez Pana ujmują warstwą wizualną. Czy myśli Pan, że jest to zasługa wrodzonego talentu - umiejętności postrzegania rzeczywistości w ten sposób, czy pomaga tu również sprawne operowanie techniką? Czy czuje się Pan artystą tworząc tak bogate artystycznie dzieła?

D.P.: Ładnie to zabrzmiało, czy może Pani to powtórzyć i zapisać? Podpiszę to i powieszę sobie na ścianie (śmiech)

L.W.: Z przyjemnością. (śmiech)

D.P.: To miłe, że moja praca jest tak odbierana, ale ja nie nazwałbym siebie artystą. Jestem zbytnim realistą i pragmatykiem i dla mnie to bardziej rzemiosło, niż sztuka, ale jeśli publiczność w taki sposób postrzega jej efekty, to bardzo dobrze. Nie jestem pewien, czy to wrodzony talent, ale nabyłem umiejętności będąc kamerzystą, a nie poprzez regularną naukę zawodu w szkołach. Spędziłem wiele lat kręcąc filmy dokumentalne. W młodości dużo fotografowałem, miałem wręcz obsesję na punkcie obrazu. Już jako dziecko uwielbiałem oglądać filmy, dlatego to wszystko, czego się nauczyłem i nadal uczę - filmy, dokumenty, fotografia, teledyski, wynika z zamiłowania do tych rzeczy, dlatego nazwałbym to moją podróżą.

L.W.: Pana filmy zostały kilkakrotnie nagrodzone m. in. złotą żabą (Sekrety i kłamstwa, Vera Drake, Iluzjonista). Co dla Pana jest nagrodą za dobrze zrobiony film, co przynosi satysfakcję? Czy są to statuetki i wyróżnienia, czy może zupełnie coś innego?

D.P.: Mam całą kolekcję żab. Tak się składa, że je zbieram. (śmiech)

L.W.: Czyli nagrody z Camerimage znalazły swoje miejsce w Pana zbiorze?

D.P.: Tak, świetnie się komponują. Mam żaby w różnych rozmiarach - od olbrzymich do bardzo malutkich. Co do zadowolenia z osiągnięć, nigdy nie odczuwam pełnej satysfakcji, zawsze pozostaje niedosyt, że coś można było zrobić lepiej. (śmiech)
Dla mnie ważniejsze od nagród jest to, czy film odniesie sukces komercyjny oraz jak zostanie odebrany przez krytyków. Jeszcze kilka tygodni temu nie wiadomo było, czy „Pan Turner” się spodoba. Kiedy trafił do kin szybko okazał się wielkim sukcesem, został odebrany entuzjastycznie zarówno przez krytyków, jak i widzów. Żaden film w historii brytyjskiego kina nie zebrał takiej liczby pozytywnych opinii, dziesiątki pięciogwiazdkowych recenzji. Przede wszystkim jednak spodobał się ludziom i zaczął zarabiać, co jest bardzo istotne nie tylko dla kolejnego filmu Mike’a Leigh, ale i dla nas wszystkich, bo jeśli film okaże się hitem i przynosi zyski, dużo łatwiej jest wystartować z kolejnym projektem.

L.W.; B.O.: Jakie są Pana plany na kolejne filmy?

D.P.: Odkąd skończyłem pracę na „Panem Turnerem” zająłem się projektem z udziałem Thomasa Hardy. Jest to opowieść o nowojorskich gangsterach, zupełnie odmienny stylistycznie film z większą ilością przemocy, ale jednocześnie to historia miłosna oparta na prawdziwych wydarzeniach.

L.W.: Kiedy trafi do kin?

D.P.: W przyszłym roku, być może uda się pokazać go na następnym Camerimage.

L.W.; B.O.: Czekamy z niecierpliwością. A co udało się Panu zobaczyć podczas festiwalu i czy ma Pan swoich faworytów do zwycięstwa?

D.P.: Udało mi się dużo obejrzeć i jest kilka filmów, które mnie urzekły. Zachwycił mnie m. in. „Omar” - film palestyński, chiński obraz „Coming Home”, „Zimowy sen” ze wspaniałymi zdjęciami oraz rosyjski „Lewiathan”- doskonały film.

Dziękujemy bardzo za rozmowę i zapraszamy Pana serdecznie na kolejne festiwale.

Beata Opic, Lena Wachowiak

Tłumaczenie i opracowanie: Lena Wachowiak


 

Dick Pope - ur. w 1946 r. brytyjski autor zdjęć, wielokrotnie współpracował z Mikiem Leigh, m.in. przy takich filmach jak: „Sekrety i kłamstwa”, „Topsy-Turvy”, „ Happy - go - lucky”,” Vera Drake”, czy „Pan Turner”, trzykrotny zdobywca statuetki na festiwalu Camerimage, w tym dwóch złotych żab za „Nic osobistego” (w 1995r.) i za „Verę Drake” (w 2004),oraz srebrnej za „Iluzjonistę”( w 2007), za ten ostatni film otrzymał także nominację do nagrody Akademii.
Na tegorocznym festiwalu gościł ze swoim ostatnim obrazem - „Pan Turner” portretującym wybitnego brytyjskiego artystę - J.M. Williama Turnera, mistrza pejzażu, nazywanego malarzem światła i uznawanego za prekursora impresjonizmu. Film wkrótce po pierwszej emisji zebrał bardzo pochlebne recenzje w Wielkiej Brytanii, zarówno ze strony krytyki, jak i publiczności.

Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !

Aktualności

Ciekawe filmy

Nauka i rozwój

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin