Brzmi śmiesznie? Może i tak, jednak wielu osobom zdecydowanie nie do śmiechu. Rzecz działa się naprawdę i to przez około siedemnaście lat. Do sprawy dotarł Tygodnik Powszechny oraz Wprost.
Jak możemy przeczytać, spotkania sekty miały miejsce maksymalnie dwa razy w miesiącu w mieszkaniu Pani Ireny, która jak twierdziła miała kontakt z Bogiem, a właściwie przemawiał przez nią sam Stwórca. Jej pomocnicą była siostrzenica Marlena, która z kolei była Archaniołem Gabrielem. Na spotkania przyjeżdżali ludzie z całego kraju i uczestniczyło w nich zazwyczaj około 30-40 osób. Aby trafić na spotkanie sekty, należało zamówić u Pani Ireny kilkadziesiąt mszy świętych, a następnie wpłacić minimalnie 50 złotych za nocleg oraz poczęstunek.
Obrzędy odprawiane były w następujący sposób. Wierni mieli kłaść się na brzuchu, chwytać za rękę Archanioła Gabriela (czyli siostrzenicę Pani Ireny, Marzenę), pluć, kaszleć, chrząkać i wypuszczać gazy. Miał być to proces uzdrawiania duszy oraz wypuszczania „grzesznego brudu”.
Jak czytamy w tygodnikach, pięć lat temu w czasie jednego ze spotkań zmarł jego uczestnik. Pani Irena zamiast wezwać pogotowie miała wówczas odmawiać modlitwę. Ksiądz, który towarzyszył kobiecie, udzielił natomiast ostatniego namaszczenia. Lekarz, który został wezwany na miejsce dopiero po kilku godzinach stwierdził zgon.
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !