Mateusz Kardaś: Rok temu ukazała się Wasza płyta, która była dosyć dużym przedsięwzięciem z udziałem sporej ilości gości. Ciężko było to zorganizować?
Przemas: Wiesz co nie było ciężko, bo część gości to nasi znajomi i wszystko poszło bardzo sprawnie. Kroto i Filip przyjechali do nas do studia do Warszawy i ich praca w studiu poszła błyskawicznie. Podobnie było z Robertem. On mieszka w Warszawie, więc wpadł do nas ze dwa razy na próbę, żebyśmy sobie wszystko poukładali na spokojnie, a później w studiu również poszło bardzo sprawnie. Jeśli chodzi o Shiro (L’Esprit du Clan) to tutaj wszystko odbyło się zdalnie, bo innej możliwości nie było. My nie byliśmy w stanie go z Francji ściągać, natomiast oni mają tam swoje lub zaprzyjaźnione studio w Paryżu, więc wysłaliśmy mu ścieżki numeru, a on dograł wszystko i nam przesłał. Także jeśli chodzi o całość to wszystko poszło totalnie bezproblemowo. Aż sam się zdziwiłem.
M.K.: Wydajecie dosyć regularnie. Wychodzi właściwie na to, że co dwa lata pojawia się Wasz nowy materiał. Pewnie za rok usłyszymy coś nowego. Niedosyt twórczy, nadmiar pomysłów? Z czego to wynika?
Przemas: Nie usłyszymy za rok (śmiech). Robimy nowy materiał, ale wejście do studia planujemy dopiero na styczeń przyszłego roku, tak więc tym razem przerwa będzie trochę dłuższa. Faktycznie wyszło tak, że do tej pory premiery mieliśmy prawie idealnie co dwa lata. Jeśli chodzi o niedosyt… Dla nas to dosyć naturalne. Gramy dużo koncertów, szybko ogrywamy się z numerami, które już mamy i naturalnie pojawia się ochota na to, żeby robić coś nowego. Gramy regularnie próby i ogrywanie tylko starego materiału dosyć szybko staje się dla nas nudne. My nie funkcjonujemy tak, że gramy koncerty, a w którymś momencie siadamy i robimy nową płytę, chociaż wiem, że niektóre zespoły tak pracują. U nas to jest stały proces i pomysły pojawiają się cały czas. Materiał się zbiera i po prostu w którymś momencie, jak już ochłoniemy po nagrywaniu, zabieramy się za nowe numery. Teraz w zasadzie już od roku sobie dłubiemy nowe rzeczy i już się trochę tego uzbierało, ale nie chcemy się spieszyć. Po pierwsze czujemy, że jeszcze możemy dużo powalczyć z „Ominous”, dopiero co wypuściliśmy trzeci klip do tej płyty, a możliwe, że będzie kolejny, mamy też naprawdę dużo opcji koncertowych, więc cały czas coś się dzieje i chcemy aby nowy materiał spokojnie dojrzał.
M.K.: Wielokrotnie podkreślałeś, że jesteście „zespołem koncertowym”. Możesz rozwinąć tę myśl?
Przemas: Dla mnie zawsze granie w zespole metalowym czy hardcore’owym, w ogóle bycie w zespole, wiązało się z graniem koncertów. To jest dla mnie esencja grania muzyki. Nigdy nie bawiła mnie wizja bycia w zespole, który siedzi w sali prób i nie wystawia z niej nosów. Są dwa nierozłączne aspekty – z jednej strony potrzeba tworzenia i wypuszczania z głowy nowych dźwięków i słów. Z drugiej strony właśnie potrzeba grania na żywo, bo to koncerty sprawiają, że zespół żyje.
M.K.: Można powiedzieć, ze dziś spotykamy się w Bydgoszczy „przedpremierowo”. Przed Wami konkretna trasa koncertowa... czyli coś, co Lostbone lubi najbardziej?
Przemas: Ja zawsze jestem nakręcony jak mamy przed sobą koncerty. W zasadzie inaczej. Jestem chory jak nie ma koncertów przed nami, dlatego zazwyczaj są (śmiech)! W zasadzie nie mamy dłuższych przerw w graniu. Jeśli chodzi o Black Star Fest to od pierwszej edycji chciałem, żebyśmy za którymś razem zagrali, ze względu na to co się stało… Chociaż wszyscy wolelibyśmy, żeby nie było takich okazji… Rozmawialiśmy od jakiegoś czasu z Demolką i udało się pojawić na czwartej edycji, więc cieszę się, że możemy tu być. Akurat tak wyszło, że to jest taka „rozbiegówka” przed marcem.
Zobaczymy jak to będzie. Rzuciliśmy się na 15 koncertów w marcu i kwietniu weekendowo, bo doświadczenie mówi nam, że granie w tygodniu jest słabe pod względem frekwencji i to jest dla nas zrozumiałe. Dla nas też jest to uciążliwe ze względu na urlopy, bo jednak pracujemy gdzieś tam w różnych konfiguracjach i co innego, wziąć wolny piątek, czy kilka piątków, a co innego kilka tygodni wolnego. Zresztą coraz więcej zespołów przerzuca się na weekendowy tryb - to się najlepiej sprawdza. W zeszłym roku wyszło to bardzo fajnie, stąd też pomysł na pociągnięcie tego jeszcze w tym roku z Made Of Hate, bo reszta składu się zmienia tym razem. Startujemy 1 marca w Łodzi!
M.K.: Płyta spotkała się z dobrym odbiorem, dużo gracie. Czujecie, że jesteście na fali obecnie?
Przemas: „Na fali” kojarzy mi się z surferami w stanach (śmiech). Nie analizujemy tego zbyt przesadnie. Cieszy mnie, że coraz więcej osób przychodzi na koncerty, że kluby chcą organizować te występy i inne zespoły też są chętne, żeby z nami coś robić. Jest też coraz więcej ludków, którzy świadomie przychodzą na nasze koncerty i widzę jak to się zmieniło w przeciągu 5 lat. To jest bardzo miłe, że nawet gdy gramy jako support to są ludki w naszych koszulkach, czy po prostu wiedzą kim jesteśmy, znają numery, a nie podchodzą i mówią: „bardzo fajnie gracie, jak się nazywacie?”. Wszystko się jakoś fajnie rozwija, ale jeszcze daleka droga przed nami. Znamy realia, natomiast cieszymy się, że to jest progres. Jeżeli udaje nam się grać po 30-40 koncertów rocznie, a na polskie warunki to bardzo przyzwoity wynik, i na naszych koncertach są ludzie, to jest zdecydowanie plus. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
M.K.: Gracie agresywną muzykę, nawet nazwa płyty to „Omninous”, czyli „złowrogi”. Z każdej strony: zło, zło, zło. Tacy źli z Was ludzie (śmiech)?
Przemas: Oczywiście! Jesteśmy strasznie źli (śmiech)! Wiesz co mi się wydaje, że jak się gra metal to agresja w aspekcie dźwiękowo tekstowym jest tego częścią. Takie są zasady muzykowania! Ale to nie musi mieć negatywnego znaczenia. Dla mnie tego typu muzyka jest sposobem na wyładowywanie złych emocji, punktowanie tego co nas w świecie wkurwia, co uważamy za złe, pozwala się zresetować zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Lepiej się wyszaleć na koncercie niż chodzić po ulicy i szukać komu by tu ryj obić prawda? Tytuł można interpretować na kilku płaszczyznach. Z jednej strony odnosi się do tego wszystkiego co jest w nas i wokół nas złe, z drugiej to takie jakby pogrożenie palcem z naszej strony w kierunku tego co nam sienie podoba i na co się nie godzimy, a finalnie odnosi się do samej muzyki, która koniec końców jest jednak dość brutalna.
M.K.: Na Yach Festival będzie wyświetlany Wasz teledysk. Jak do tego doszło? To dla Was duże wyróżnienie?
Przemas: Na razie będziemy tylko na pokazowych przed festiwalowych, nie na samym festiwalu. Pierwszy pokaz będzie w Warszawie, kolejne planowane SA w kilku innych miastach. Stało się tak, że poprzez Internet zgadałem się z Yachem Paszkiewiczem, który to wszystko organizuje. Wysłałem mu klip, bo stwierdziłem, że mamy teledysk, który odbiega od konwencji metalowych klipów, a na dodatek jest naprawdę porządnie zrobiony. A chodzi o animowany klip do „Temptations”. Yachowi się spodobał i okazało się, że chce to puszczać na swoich pokazach. Dla nas to zarówno miłe, jak i nowe doświadczenie, bo jesteśmy niszowym zespołem i muzycznie są naturalne ograniczenia dotarcia do szerszej grupy ludzi. Więc miło nam, że się spodobało i będzie mogło w ten sposób dotrzeć do widzów, którzy na co dzień nie mają nic wspólnego z taką muzyką. Klip zrobił, co warto podkreślić, tylko jeden człowiek – Mikołaj Birek. Scenariusz jest Janka, naszego perkusisty, koncepcja nasza wspólna, ale wykonawczo całą animację zrobił Mikołaj! Nie mam pojęcia, czy trafimy na festiwal, ale tu nie chodzi o żaden wyścig czy rywalizację, tylko podzielenie się z innymi tym, co udało nam się stworzyć i co uważamy za warte uwagi.
M.K.: Jako muzyk nie nudzisz się. Udzielasz się także z Hellectricity. Jak doszło do Twojej współpracy z muzykami z Corruption?
Przemas: Zupełnie się nie nudzę, chociaż bardzo lubię to robić, ale jakoś nie mam kiedy (śmiech). Z całym składem Hellectricity znamy się od lat. Z Corruption, z Hedfirst itd. Błażej jest naszym nowym basistą, ale jak się okazało znamy się chyba od piętnastu lat. Gdy graliśmy w 2009 roku koncerty Corruption z Lostbone, to Rufus rzucił: „A może byśmy coś pograli, bo widzę mieszkamy obok siebie?”. Ja na to powiedziałem, że jak najbardziej, ale bardziej jak Motorhead, bo przecież nie jak Lostbone, ani Corruption i tak jakoś z pół roku żeśmy sie obwąchiwali, aż ruszyło. Obecnie to w zasadzie osiedlowy zespół, bo wszyscy z wyjątkiem Kuby mieszkamy obok siebie. Nigdy nie było żadnej napinki, żeby to zrobić. Po prostu była ochota, żeby pograć trochę inaczej niż w swoich zespołach i bardziej na takiej zasadzie „jak wyjdzie to wyjdzie”. Dlatego od początku do premiery płyty minęły prawie trzy lata. Nadal jest to bardzo na luzie, chociaż mamy płytę, którą wydał Metal Mind i to bardzo nas cieszy, bo daje większe możliwości promocyjne. Pojawiło się tez trochę koncertów w ostatnich miesiącach, mam nadzieję, że przed nami sporo kolejnych!
M.K.: Plany Lostbone na ten rok?
Przemas: Na pewno to o czym wspominałeś, czyli marzec/kwiecień gramy trasę z Made Of Hate plus dużo gości, czyli ponownie Hedfirst, będzie też Huge CCM, Empatic, TMS, Traces To Nowhere i kilkanaście lokalnych zespołów. Także przez półtora miesiąca jeździmy po Polsce. Potem kilka koncertów w okresie wiosenno-letnim, może coś większego, jak znam życie na jesień też będą koncerty, bo już jakieś pierwsze propozycje się pojawiają. Oprócz tego cały czas promujemy „Ominous” na innych płaszczyznach. Dopiero co podpisaliśmy umowę o cyfrowej dystrybucji tego albumu na całym świecie z firmą Fonografika. Nie znam jeszcze daty premiery, ale nastąpi to już niedługo. Robimy tez podchody do czwartego teledysku. Natomiast na początku przyszłego roku chcemy wejść do studia, więc na jesień trzeba będzie się pochylić dokładniej nad płytą.
M.K.: Z „większych rzeczy” już coś się szykuje?
Przemas: Kombinujemy we wszystkie strony. Co wyjdzie to się okaże. W maju gramy jako co-hedliner na Metallima Fest 2013, czekam na potwierdzenie kolejnych dat, jednak dopóki to nie nastąpi nie mogę nic mówić. Zasadniczo jednak jesteśmy zespołem, w którym ciągle coś się dzieje i bardzo mi się to podoba (śmiech)!
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !