Biuro Praw Ucznia i Rodzica
Szkoła… wiadomo, że nauczyciel może bardzo wiele. Przynajmniej mógł, kiedy ja do niej uczęszczałem. Nauczyciel jeśli miał charakter potrafił zawładnąć całą klasą i działać bardzo nieszablonowo. Mentalność rodziców także nie pomagała uczniom. W końcu wychowali się oni w systemie, gdzie były dozwolone kary cielesne i uważane za coś normlanego. W systemie, w którym skarga na nauczyciela skutkowała „laniem” w domu. Nie mogli być więc naszymi sojusznikami, gdyż sami mieli wpojony taki, a nie inny system wychowawczy. W ogóle skąd pomysł, że przemoc jest narzędziem wychowawczym? Przemoc bowiem stosuje się tylko w wyłącznie gdy się jest silniejszym i nie jest narzędziem wychowawczym lecz oprawczym.
Napotkałem na dawno nie aktualizowaną stronę, Biura Praw Ucznia i Rodzica. Jest - a ściślej mówiąc była - ona pozarządową organizacją, której obiektem zainteresowania była pomoc osobom, które mają wątpliwości co do zdolności działań szkoły z prawami dziecka. W tym miejscu zaczyna się wesoła twórczość w interpretacji prawa. Twórczość, która ma niemalże komiczny charakter.
Nauczyciel nie ma prawa pytać ucznia przy tablicy wobec innych osób. (złośliwe niepokojenie)
Wyobrażacie sobie, iż ktoś wpadł na pomysł aby zakazać pytania uczniów przy tablicy w obecności pozostałych rówieśników? Jak więc ma wyglądać sprawdzanie poziomu wiedzy? Jednocześnie pytanie przy tablicy zakwalifikowano do złośliwego niepokojenia…
Powiem więcej znalazł podstawę prawną:
Art. 107 Kodeksu Wykroczeń: Kto w celu dokuczenia innej osobie złośliwie wprowadza ją w błąd lub w inny sposób złośliwie niepokoi, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany.
Nauczyciel nie ma prawa wprowadzać w błąd uczniów tłumacząc to rzekomym dbaniem o zachowanie czujności na lekcji.
Ta sama podstawa prawna, co w poprzednim przypadku. Nie wiem jednak na czym miało by polegać wprowadzenie uczniów w błąd. W jakiś sposób zachować czujność uczniów wprowadzając ich w błąd? Macie może jakieś pomysły?
Nauczyciel nie może wziąć zeszytu i sprawdzaniu ucznia do domu…
(Art. 127. Kodeksu Wykroczeń § 1. Kto samowolnie używa cudzej rzeczy ruchomej, podlega karze grzywny albo nagany.)
Jawna kpina. Jaki trzeba mieć chory umysł aby zabronić wzięcia do domu sprawdzianu, w celu jego sprawdzenia. W jakiś sposób nauczycielem na dokonać weryfikacji poziomu wiedzy swoich podopiecznych? Uczeń ma prawo powiedzieć, iż nie odda sprawdzianu – bo nie? Zeszyt nie może zostać wzięty do domu… Czemu? Jeśli uczeń nie potrzebuje go aby się przygotować na następną lekcję, to czemu miałby nauczyciel nie mógł go wziąć do domu w celu sprawdzenia np. zadania domowego? Co jest w tym takiego rażącego? Z reguły i tak nie zakłada się po szkole do tegoż zeszytu, a uczeń będzie miał lżejszy plecak.
Nauczyciel nie ma prawa odebrać uczniowi ściągi celem jej wyrzucenia lub zniszczenia, nawet jeśli ten ma ją przy sobie w czasie sprawdzianu
(Art. 124. Kodeksu Wykroczeń: § 1. Kto cudzą rzecz umyślnie niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, jeżeli szkoda nie przekracza 250 złotych, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.)
Perełka. Kolejny dowód na to, że nie ma złego prawa, są tylko ludzie, którzy interpretują jego zapisy w nieodpowiedni sposób. Nie dość, że uczeń dopuszcza się oszustwa – korzysta ze ściągi. To jeszcze nie jest zobligowany do jej oddania. Patologia. Ściągane jest czymś nagminnym, przymyka się na to oko. Nie powinno się tak robić. Po pierwsze dlatego, że szkodzi to samym uczniom, a po drugie, że jest to uczenie cwaniactwa. Osoby, które ściągają zachowują się także nie fair wobec uczniów, którzy przyswoili wiedzę. Można ściąganie traktować jako koloryt lokalny i coś zabawnego. Jednak zapomina się, iż szkoła wychowuje. Mamy więc popierać oszukiwanie i wskazywanie, iż jest to normą? Jeśli tak, czemu później się dziwimy, że zostajemy oszukani? Tak przecież wychowaliśmy nasze dzieci. Niewinne podrabianie podpisów, pisanie zwolnień itp. Może to nie mieć większych konsekwencji w dalszym życiu. Możliwym jest jednak, iż dziecko nauczy się, iż wygodnym jest coś sfałszować. Nie powinno się promować tego typu zachowań.
Nauczyciel nie ma prawa ujawniać ocen lub zachowania osobom niepowołanym (np. rodzicom ucznia pełnoletniego lub innym uczniom i nauczycielom)
Jest to zrozumiałe. Pierwszy zapis, który ma sens. Ciężkim jednak do egzekwowania, ze względu na ludzką naturę. Tutaj mamy do czynienia z troską o prywatność ucznia. Ucznia, który jest już pełnoletni. Między innymi z tego powodu na uczelnia nie wywiesza się ocen z egzaminów. Ściślej. Wywiesza się, ale nie z imienia i nazwiska – zastępuje się tym numer albumu. Aczkolwiek na niektórych państwowych uczelniach, nic sobie z tego nie robią i jawnie publikując wyniki z egzaminów przy jednoczesnym podporzadkowaniem ocen poszczególny nazwiskom.
(Art. 266. Kodeksu Karnego: § 1. Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową,podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Funkcjonariusz publiczny, który ujawnia osobie nieuprawnionej informację stanowiącą tajemnicę służbową lub informację, którą uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a której ujawnienie może narazić na szkodę prawnie chroniony interes, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.)
Nauczyciel nie ma prawa zlecania żadnych zadań, na których realizację uczeń musi poświęcić czas pozaszkolny
(Art. 16 Konwencji o Prawach Dziecka: Żadne dziecko nie będzie podlegało arbitralnej lub bezprawnej ingerencji w sferę jego życia prywatnego, rodzinnego lub domowego(…);
Art. 31, tamże: Pastwa-Strony uznają prawa dziecka do wypoczynku i czasu wolnego(…))
Doszliśmy w ten sposób do sedna problemu. Nauczycielowi odebrano prawo do zlecania zadań, które realizowane miały by być w czasie pozaszkolnym. Krótko mówiąc, zadania domowe odpadają. Nie można zlecić zadań domowych, gdyż nauczyciel nie jest uprawniony do organizowania czasu wolnego uczniom. Jednocześnie wskazuje się, iż oceny z zadań domowych nie mogą być wliczane, bez zgody ucznia, do średniej…
Problem ten można by rozwiązać po przez zwiększenie długości godzin przebywania uczniów w szkole. Problem jest wytworzony sztucznie. Zadania do domu bywają nużące i czasem nauczyciele przesadzają z ich ilością. Jednak jest to miecz obusieczny, im więcej ich zlecą, ty więcej później czasu muszą poświecić na ich sprawdzanie. Jednak sama idea zakazu wykonywania zadań w domu jest co najmniej śmieszna. Oczywiście można by zrezygnować z zadań domowych. Jakie były by jednak tego skutki? Zadania domowe jak i cały proces edukacji ma na celu nabycie przez uczniów pewnego kanonu wiedzy i umiejętności, które mają mu pomóc w zdobyciu pracy i poprawnym funkcjonowaniu w społeczeństwie. Człowiek z reguły jest leniwą bestią. Ciężkim jest aby wymagać od dziecka, aby te podejmował racjonalne decyzje – nie jest całkowicie dojrzałe. Warto więc zastosować lekki pręgież zlecając wykonanie zadania.
Z punktu widzenia prawa, nauczyciele mogli by dostarczać rodzicom katalog zbiorczy wszystkich zadań rocznych, a Ci by decydowali, które z nich mają być dla dziecka obowiązkowymi. Czemu proponuje taki twór (jeśli już ktoś ma z tym problem) Bo rodzice posiadają tzw. władze rodzicielską i działają w interesie szeroko ujętego dobra dziecka. Niech więc rodzice decydują, czy dziecko ma wykonywać zadania domowe, czy też nie. Nauczyciel zostanie poinformowany, a konsekwencje wychowania „tłuka” spadną na właściwe osoby – rodziców, którzy są odpowiedzialni za socjalizację latorośli.
Ciekawym wydaje się także pogląd, iż:
wszystkie nieobecności są usprawiedliwione, chyba, że statut szkoły dopuszcza możliwość uznania nieobecności za nieusprawiedliwioną. Prawo do uznania nieobecności za nie usprawiedliwioną mają jedynie rodzice niepełnoletniego ucznia, bądź pełnoletni uczeń.
Jaka jest duch prawa? Po co są godziny nieusprawiedliwione? Celem tego systemu jest sprawdzenie na ilu zajęciach był uczeń, a co za tym idzie ile przyswoił wiedzy – choćby biernie słuchając. Jeśli uczeń jest chory lub z innych ważnych przyczyn nie może być na lekcji, przynosi stosowe zwolnienie. Zwolnienie te ma na celu wyjaśnienie okoliczności nieobecności. Jeśli uczeń nie potrafi podać tych okoliczności, chyba naturalnym jest uznanie, iż był na wagarach. Wagary mają być usprawiedliwieniem? Nie brzmi to dość kuriozalnie?
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !