Po krótkiej lekturze artykułów zamieszczanych na oficjalnej stronie stowarzyszenia muszę stwierdzić, iż prowadzi ono troszkę syzyfową pracę. Cóż z tego, iż część akcji zostaje zakończona sukcesem, który jest rozpatrywany w kategoriach zapłacenia kary lub zdjęcia bilbordu lub spotu. W miejscu 1 zdjętej reklamy (otrzymującej przy okazji spory rozgłos) wskoczą kolejne. Nie oszukujmy się jesteśmy otoczeni przez reklamy, które ociekają erotyzmem i szeroko pojętym „zepsuciem”. O ile jestem w stanie zrozumieć, chęć usunięcia roznegliżowanych panien z przestrzeni miejskiej, to walka z różnego typu programami (z natury kontrowersyjnymi) jest tylko i wyłącznie stratą czasu i pieniędzy.
Na szczególną uwagę zasługuje sprawa programu E. Drzyzgi na antenie TVN z października 2010 r. Nie będę przytaczał szczegółów akcji, ale ogólnie rzecz ujmując chodzi o to, iż program był emitowany w czasie, kiedy dzieci mogą być już w domu (15.55) a zawierał on treści niestosowne – tytuł odcinka „Najlepsza na świecie jest miłość w klozecie”. W tym miejscu po raz kolejny wskazuje, iż rodzice powinni odpowiadać za to jak dziecko postrzega świat – mówiąc jaśniej, pomóc mu w jego prawidłowej interpretacji. Nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkiego, co może obejrzeć nasze dziecko – wszechobecne powtórki oraz filmy uważane za nie groźne, które tak na prawdę w małym stopniu różnią się od tych napiętnowanych.
Naprawdę lepiej skupić się na podejmowaniu wysiłków ukierunkowanych na pomoc w rozumieniu reklam a nie organizować “dzikie” ściąganie plakatów. Oczywiście (akcja może i jest z założenia szlachetna) ale czy przynosi ona jakiekolwiek długookresowe skutki? Hasła mówiące o etyce oraz dobru dziecka są medialne i spotykają się z szeroko pojętą aprobatą – któż z nas powie, iż nie chce dobra dziecka… Jednak w tym gąszczu (nie wykluczam dobrych chęci) należy ukierunkować się na działania, które naprawdę coś zmienią…
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !