Ah… egzamin na prawo jazdy. Te niekończące się godziny jazdy na mieście i baczenie na każdy, nawet najbardziej zamaskowany znak (wśród pisku klaksonów kierowców-weteranów). Zapewne pamiętacie strach przed egzaminem – tą atmosferę panującą przed salami i placem manewrowym (skraplający się strach i niepewność). Nawet osoby, które uważały się za dobrych kierowców, mogły polec w sytuacji, kiedy egzaminator miał… gorszy dzień. Egzaminator stawał się władcą życia i śmierci, od jego kaprysu w głównej mierze zależało, czy zdamy egzamin, czy też będziemy musieli po raz kolejny oczekiwać na niego (standardowo opóźniony kilka godzin – przecież nie można tak wyliczyć średniego czasu oczekiwania…)