Chociaż znawcą kina nie jestem i nigdy pewnie nie będę, jako fan formacji Metallica postanowiłem udać się do warszawskiego kina IMAX, aby zobaczyć najnowsze dzieło zespołu. Tym razem przecież nie jest to po prostu koncert wyświetlany na dużym ekranie, czy dokument dotyczący zespołu, lecz zupełnie innowacyjny i przecież jakże oryginalny pomysł połączenia filmu fabularnego z energią koncertowego grania grupy. Co wyszło z tego bardzo ciekawie zapowiadającego się miksu?
O Metallica: Through the Never bardzo dużo mówiło się już przed premierą tego dzieła. Spekulacji o połączeniu koncertu z filmem fabularnym było sporo, a przecież to nie łatwa sztuka pokazać zespół w pełnej okazałości na scenie, a do tego napisać fabułę, która będzie pokazywała w ciekawy sposób przygody jednego z członków ekipy technicznej zespołu. Jeśli do tego wszystkiego dodamy fakt iż całość została zrealizowana w technologii 3D można sobie wyobrazić jak szalenie ciężkie wyzwanie postawili przed sobą muzycy z Metallicy. Film opowiada o poczynaniach młodego członka ekipy technicznej zespołu o imieniu Trip, który w czasie gdy muzycy grają w pełni wyprzedany koncert, zostaje wysłany w celu odebrania bardzo ważnej dla zespołu paczki. Jak to zazwyczaj bywa misja ta okazuje się wcale nie taka łatwa, bowiem na bohatera czeka całkiem sporo nietypowych przygód. Okazuje się, że w mieście trwają właśnie bardzo krwawe i brutalne zamieszki….
Sam film to surrealistyczna wizja, która może być zapewne interpretowana na dziesiątki sposobów i zmusza nas do refleksji – co autor miał na myśli? Co? To najlepiej oceńcie sami, ja osobiście dostrzegam dwa podłoża tej powieści. Pierwsze z nich to komentarz współczesności i tego co dzieje się obecnie na świecie. Muzyka wydaje się bowiem idealnie dobrana do wydarzeń, które mają miejsce w mieście i oddaje idealnie stany psycho-fizyczne naszego bohatera, a niekiedy można odnieść wrażenie, że dobranie w konkretnym momencie danego utworu może być swojego rodzaju sarkastyczną docinką ze strony muzyków. Bójka w czasie „And Justice for All” - czyż nie brzmi ironicznie….? Drugie podłoże to odniesienie się do historii zespołu. Muzycy z tej formacji mają za sobą wiele lat grania na światowych scenach i mimo wielu napotkanych na swojej drodze kłopotów wciąż należą do absolutnego topu jeśli chodzi o wielkie muzyczne przedsiębiorstwa. Film może więc pokazywać, że cokolwiek się nie stanie i jakiekolwiek kłopoty nie pojawią się na drodze Metallicy, zespół przetrwa wszystko i będzie kopał tyłki tysiącom fanów na całym globie. W trakcie koncertu możemy zresztą zaobserwować mniejsze i większe problemy, z którymi muzycy muszą radzić sobie na scenie.
Kwestie interpretacji najlepiej jednak przetrawić samemu. Jeśli ktoś się ze mną zgadza może być mi tylko miło.
Efekty 3D sprawiają, że momentami możemy się poczuć jakbyśmy stali tuż obok Jamesa Hetfielda i spółki, a podczas zbliżeń na statywy mikrofonów aż korci aby wyciągnąć rękę i zabrać na pamiątkę jedną z przypiętych do nich kostek. Trzeba przyznać, że mimo świadomości, że jest to produkcja puszczana z taśmy można odczuć koncertową atmosferę i poczuć się jak uczestnik wydarzenia – efekt przerósł moje oczekiwania!
Ogromne wrażenie robi także ogromna scena, na której występuje zespół. Ta praktycznie co kawałek zmienia swoje oblicze i zaskakuje kolejnymi efektami. To co fani znają doskonale z koncertów, to nic w porównaniu z tym co muzycy przygotowali na ten występ! Poza pokazami pirotechnicznymi, do których przyzwyczaili nas przez lata muzycy, możemy zobaczyć także gigantyczną Doris podczas „And Justice for All”, Krzyże w czasie „Master of Puppets”, czy ogromne elektryczne krzesło podczas „Ride the Lightning”. Trzeba przyznać – chłopaki zadbali aby nikt się nie nudził i pomimo 32-letniego stażu scenicznego wciąż potrafią zaskakiwać i co najpiękniejsze wciąż najważniejsza w tym zespole jest muzyka! Pomimo tego, że to już dawno nie jest to „zwykły zespół”, lecz legenda światowej muzyki i ogromna firma, muzycy wciąż zarażają swoją muzyką rzesze fanów i scenicznie nie stracili ani krzty tej niesamowitej energii. Chociaż Metallica to jeden z najbardziej komercyjnych zespołów metalowych, wciąż posiada tysiące oddanych fanów, którzy wybaczają swoim idolom pewne zagrywki.
Metallica: Through the Never to jeden z filmów, na którym nikt nie rusza się do końca napisów końcowych. Szok po zakończeniu? Możliwe. Na pewno natomiast do siedzeń „przykleił” wszystkich „Orion”, który zespół wykonuje już przy pustym stadionie podczas napisów końcowych. Piękny instrumentalny utwór, który raczej nie często można usłyszeć na żywo, a samo ujęcie pustego stadionu i muzyków grających „Orion” zdaje się być pięknym hołdem dla tragicznie zmarłego basisty zespołu – Cliffa Burtona.
Do obejrzenia tego koncerto-filmu z pewnością nie trzeba przekonywać miłośników grupy Metallica oraz mocnych gitarowych brzmień. Film został zrealizowany jednak na tyle ciekawie, że powinien zainteresować także osoby, które nie są „z klimatu” lub zwyczajnie za zespołem nie przepadają. Chociaż momentami produkcja ta jest przekombinowana i może zbytnio efekciarska zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Ocena: 4/5
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !