18 wrzesień 2014

Radość dzikiego hałasowania (foto)

Dział: Muzyka
Napisał 
Jeśli gitarowy noise kiedykolwiek zyskał nobilitację do rangi sztuki wysokiej – to właśnie podczas wczorajszego koncertu w ramach Sacrum Profanum. A to wszystko dzięki wspólnemu występowi Lee Ranaldo z zespołem Bang on a Can All-Stars.

Zanim doszło do tej porywającej (ale też wręcz wyzwalającej) eksplozji hałasu, amerykańska grupa zaproponowała podczas swego koncertu w Muzeum Inżynierii Miejskiej zestaw kompozycji skatalogowanych jako Field Recordings 2 – czyli zainspirowanych rejestracjami dźwięków otoczenia.

Na pierwszy ogień poszedł The Brief and Never Ending Blur Richarda Reeda Parry (z grupy Arcade Fire). Muzycy zagrali w rytm własnych serc, mając na uszach... lekarskie stetoskopy. Mimo rockowej proweniencji autora kompozycji, usłyszeliśmy oniryczny jazz, do którego element klasyczny wprowadzały jedynie dźwięki wiolonczeli. Dla kontrastu Firewood Alvina Luciera płynęło minimalistycznym nurtem przeciągłych tonów, przerywanym oszczędnymi akordami fortepianu.

Halographic Daniela Wohla zaskoczyło niemal post-rockowym brzmieniem – łącząc dźwięki gitary i klawiszy z wokalnymi wstawkami. Kiedy muzycy przeszli do Sago On Ya Rev Dana Deacona, wśród publiczności wyrósł las telefonów komórkowych, które emitowały szumy i błyski (wcześniej artyści poprosili o ściągnięcie odpowiedniej aplikacji). Ten strumień cyfrowego noise’u stał się tłem do narastających i zanikających uderzeń akustycznych dźwięków.

Aby wykonać wspólnie z Bang on a Can All-Stars własną kompozycję How Deep are Rivers z Nowego Jorku do Krakowa przyleciał specjalnie sam Lee Ranaldo – współtwórca brzmienia słynnej grupy Sonic Youth. Dzięki temu byliśmy świadkami niesamowitego występu, łączącego psychodeliczną transowość z noise-rockową brutalnością i etnicznym ezoteryzmem. Ta dzika eksplozja elektro-akustycznego hałasu emanowała niesamowitą radością – którą widać było nie tylko na twarzy muzyków, ale i widzów.

Kiedy umilkły huraganowe dźwięki gitary Lee Ranaldo, na scenie zainstalował się Skalpel. Nowa muzyka duetu zaskakuje swą otwartością. Autumn Music’14 zaczęło się bowiem od samplowanego jazzu, by potem niespodziewanie zwrócić się w stronę nowoczesnego techno i zakończyć pulsującym downtempo o dubowym sznycie. Na finał Skalpel wspomógł Bang on a Can All-Stars w wykonaniu Two Pages Philipa Glassa. I była to już czysta metafizyka dźwięku – hipnotyczna kompozycja połączyła bowiem w sobie minimalistyczne zapamiętanie z ambientową głębią, przeradzając się w coś w rodzaju niemieckiej kosmische musik w stylu wczesnego Tangerine Dream.

Po godzinie przerwy festiwalowa publiczność przejechała do Teatru Łaźnia Nowa – i tam zaczęło się nocne świętowanie czterdziestych urodzin zespołu Kronos Quartet. Na program jubileuszowego koncertu złożyły się niekonwencjonalnie dobrane utwory – te najpopularniejsze, ale również i te mało znane.

Nowojorski kwartet zaczął od Aheym Bryce’a Dessnera z grupy The National. Tym razem rockowe korzenie kompozytora dały od razu o sobie znać – bo utwór uderzył agresywnym galopem smyczków, przez co na moment Kronos zamienił się niemal w... Apocalyptikę. G-Song Terry’ego Rileya uspokoił nastrój, wiodąc słuchaczy w zdecydowanie bardziej klasyczne regiony. Sporym zaskoczeniem było Last Kind Words – swingująca interpretacja klasycznego bluesa Geeshie Wiley z lat 30. Klezmerskie wątki wprowadził Sim Sholom Altera Yechiela Karniola, a skandynawską majestatyczność – Tusen Tankar. Pierwszą część koncertu zwieńczyło wykonanie poruszającego WTC 9/11 – muzycznego hołdu Steve’a Reicha dla ofiar zamachu na World Trade Center na taśmę i kwartet smyczkowy.

Każdy, kto oglądał film Requiem dla snu od razu rozpoznał kompozycję otwierająca drugą część występu – bo napisana przez Clinta Mansella Lux Aeterna z charakterystycznym motywem melodycznym to chyba najbardziej znany utwór z repertuaru Kronos Quartetu. Harp and Altar wniósł do programu romantyczną nutę, gdyż w zamiarze kompozytorskim Missy Mazzoli była to pieśń uwielbienia dedykowana... brooklyńskiemu mostowi. Na finał swego jubileuszowego występu na festiwalu Sacrum Profanum amerykański kwartet wykonał po raz pierwszy w Polsce String Quartet No. 6 Philipa Glassa – wieńcząc tę muzyczną ucztę półgodzinną kompozycją o rozbudowanym i melodyjnym charakterze.

Ponieważ publiczność zgotowała muzykom gorącą owację, nie obyło się bez bisów. I to jakich! Najpierw zabrzmiał skoczny utwór syryjskiego artysty, Omara Souleymana - La Sidounak Sayyada - wprowadzając do koncertu arabską melodykę i rytmikę. A potem usłyszeliśmy smyczkową wersję Purple Haze Jimiego Hendrixa! To dopiero były urodziny!

Organizatorami Festiwalu są Miasto Kraków i Krakowskie Biuro Festiwalowe.

Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !

Aktualności

Przyjemne granie

Nauka i rozwój

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin