Black Label Society to zespół, którego z pewnością nie trzeba przedstawiać rockowym słuchaczom. Zespół to najprawdziwsza ikona gitarowego grania, a fakt, że na jej czele stoi sam Zakk Wylde, czyli jeden z najlepszych gitarzystów na świecie, tylko dodaje smaku.
Na rozgrzewkę jednak na uczestników wydarzenia czekał jednak jeszcze jeden zespół. Co prawda występy Zakka i spółki miały poprzedzać dwa składy, niestety w dniu koncertu okazało się, że jeden z członków Black Tusk złamał nogę, przez co występ musiał zostać odwołany. Widzowie zgromadzeni w klubie nie powinni jednak narzekać, bowiem w rekompensacie mieli oni okazję, aby wysłuchać dłuższy set w wykonaniu fenomenalnego składu – Crowbar.
Nie łatwa jest rola supportu, szczególnie dzieląc scenę z taką ikoną światowej muzyki. Amerykanie jednak nie byli ani odrobinę stremowani i z robili to co wychodzi im najlepiej – dali fenomenalne, pełne energii rockowe show, którego nie powstydziła by się nie jedna starsza ekipa. Myślę, że trasa u boku Black Label Society zrobi swoje i o grupie jeszcze nie raz będziemy mieli okazję usłyszeć.
Dokładnie kwadrans po dziewiątej rozległy się dźwięki, które mogły oznaczać tylko jedno – nadszedł czas na pojawienie się Black Label Society!
To co się działo przez najbliższe półtorej godziny trudno opisać – na scenie najwyższej klasy rockowa maszyna do kopania tyłków słuchaczy, a pod nią istne szaleństwo i euforia. Zakk Wylde co prawda nie przemawiał zbyt dużo, jednak w tym przypadku może to i dobrze – więcej czasu pozostało na granie, a to wychodzi ekipie najlepiej!
Podczas koncertu nie mogło zabraknąć utworów z najnowszego wydawnictwa zespołu „Catacombs of the Black Vatican”, które znakomicie sprawdzają się na żywo. Największą euforię wśród słuchaczy wzbudzały jednak starsze i bardziej znane kompozycje.
Trudno przy takiej legendzie doszukiwać się negatywów. Ten występ pokazuje, że Black Label Society nie bez powodu uznawane jest za wielu muzyków i słuchaczy za wzór, a wirtuozeria Zakka może z pewnością nie jednego gitarzystę wpędzić w poczucie winy i chęć odwieszenia „wiosła” i zajęcia się szydełkowaniem lub innym hobby. Mam jednak nadzieję, że bardziej popisy Wylde’a zachęciły do ćwiczeń i udowodniły, że ćwiczyć zawsze można, a do perfekcji jeszcze daleko.
Chociaż Zakk do najmłodszych nie należy to istne zwierzę sceniczne. Muzyk uderzał się w klatkę piersiową niczym goryl, biegał z jednego końca sceny do drugiego i palił struny poprzez zawrotne tempo swoich solówek. Chociaż to właśnie on stał cały czas na czele, to nie zabrakło chwili oddechu dla reszty zespołu, kiedy to Wylde zagrał około 10-minutowe solo, obchodząc całą scenę, aby każdy mógł zobaczyć kto jest tutaj mistrzem.
Koncerty takich zespołów jak Black Label Society pokazują co to jest rock’n’roll i jak wiele energii i emocji zawartych jest w muzyce. Atmosfera była tym lepsza, że Zakk i spółka nie posiadają fanów, a oddanych wyznawców, którzy znają doskonale każdą kompozycje i historię zespołu, ludzi dla których muzyka jest czymś więcej niż tylko chwilową przyjemnością – to ich życiowy drogowskaz i największa pasja.
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !