- Kręciliście w weekend klip do utworu „Sundown”. Kiedy zobaczymy efekty Waszych prac i czego możemy się spodziewać po tym nagraniu?
Demolka: Klip jest niskobudżetowy, więc sam nie wiem czego się możemy spodziewać. Tak naprawdę musiałbyś zobaczyć zdjęcia, żeby ocenić jak to będzie wyglądało. Myślę, że produkcja będzie na tyle fajna, że będzie jasna i przejrzysta. Można by było nakręcać różne wybuchy i inne efekty, ale wiadomo to jest związane z kasą. To nie jest „Transformers” ani nic innego. Chodziło bardziej o to żeby pokazać zespół. Myślę, że za około trzy tygodnie materiał będzie gotowy.
- Niedawno ukazała się Wasza szósta płyta, zatytułowana „Six”. Nazwa albumu ma dla Was jakieś głębsze znaczenie, czy jest to po prostu numer tego krążka?
Demolka: „Szóstka” dlatego, że jest to po prostu nasze szóste wydawnictwo. Co prawda niektórzy się mylą i nie liczą naszej koncertowej płyty „My Only Heart Of Lion” jako „normalnej” płyty, ale ja na to zawsze odpowiadam, że „Life After Death” Iron Maiden jest normalnie wliczane w dyskografię. Więc dla mnie koncertowy krążek też jest normalnym wydawnictwem.
- Nawiązując do „My Only Heart Of Lion”. To był Wasz do tej pory jedyny akustyczny koncert. Czy fani mogą mieć nadzieje, iż usłyszą jeszcze NoNe w podobnej stylistyce?
Demolka: Szczerze mówiąc jedyna rzecz do jakiej wracamy to Black Star Fest, bo to jest koncert Olasa. Chciałem teraz namówić chłopaków na trzy piosenki akustyczne, ale jakoś stwierdziliśmy, że najpierw „luta”, później przyłożenie akustyczne… Z drugiej strony sądzę, że jakoś dałoby to radę. Może kiedyś będzie taki moment. Może np. na 10-lecie zagramy jeszcze raz akustycznie te wszystkie piosenki, które były wtedy.
- Black Star Fest lada chwila. Rośnie popularność festiwalu. W tym roku zagra z Wami: Decapitated, Lostbone i Chainsaw, więc skład jest imponujący. Takie było Wasze założenie robiąc imprezę ku czci Olasa? Zakładaliście, że będzie to duży lokalny festiwal?
Demolka: Fajnie jest sobie podnosić poprzeczkę. Grzegorz Ciechocki ma też w Toruniu w Od Nowie bardzo ciekawą imprezę. Jasne, że gdybym miał większy budżet na to, to mógłbym zaprosić większe zespoły. Robimy to za swoje pieniądze. To ile przyjdzie osób, decyduje o tym na ile nas stać. Szykujemy takie zespoły, na które możemy sobie pozwolić. Chciałbym żeby zagrało np. Machine Head, które Olas bardzo lubił, ale robimy imprezę, na którą po prostu mamy fundusze. Mam nadzieję, że teraz poprzeczkę podwyższyłem mocno. Myślę, że jeśli to się uda i spotka z dużym zainteresowaniem to możemy iść dalej. Skoro ludzie mogą dać 25 złotych, czy 30 w dniu koncertu, to czemu za rok, jeśli będzie jakiś mega dobry zespół nie mieliby dać np. 35 złotych? To przekonuje mnie, że można zapraszać coraz lepsze zespoły i już mam jakieś plany, bo wiadomo jeśli chodzi o bardziej znane zespoły, to terminy trzeba bookować sporo wcześniej.
- Wspominałeś o Machine Head, u którego boku mieliście okazję grać. Graliście też razem z innymi znanymi kapelami, jednak cały czas pozostajecie gdzieś tam w niszy. Próbowaliście iść o krok dalej i starać się zostać zespołem, który będzie żył z muzyki?
Demolka: Z muzyką w Polsce i graniem zawodowo jest ciężko. Wychodzi to niewielu zespołom. Gdybyśmy przy pierwszej płycie wyjechali na zachód, tam się promowali, dostali kontakt itp. kto wie… Trzeba mieć też sporo szczęścia, żeby to się udało. Nie przebijemy polskich zespołów, które są bo nie ma takich możliwości. Z drugiej strony myślę, że nasza ostatnia płyta nie jest jakaś „wieśniacka" i stoi na wysokim poziomie zarówno jej miks i brzmienie. Myślę, że sporo znanych zespołów musi zakasać mocno rękawy, żeby to tak brzmiało. O stylu muzyki nie mówię, bo my gramy taką muzykę, nie inną i nie będziemy nigdy grać jak np. Behemoth. Ludzie wymagają też od nas tego, że będziemy grali to co gramy. Fajnie by było grać zawodowo, ale to jest tak jak mówiłem ciągle związane z tym, że trzeba wyjechać na zachód. A my już jesteśmy na to trochę za starzy.
- Jednak zdarzało się Wam grywać na zachodzie, chociażby na Wacken 2009…
Demolka: Tak, ale Wacken to był wyjazd wygrany podczas Wacken Metal Battle, która organizowana jest przez Wacken i to się tak naprawdę nie liczyło. Jadąc na jakieś nasze koncerty może by to miało sens. To był tak naprawdę tylko jednorazowy wyjazd. Oprócz Decapitated, Vadera, czy Behemotha chyba niewiele polskich zespołów wyjeżdża.
- Płyta „Six” niedawno ukazała się w sprzedaży, a już cieszy się bardzo dobrą opinią fanów i recenzentów. To kolejny krok do przodu, utwierdzenie pozycji na scenie i następny sukces NoNe?
Demolka: Każda kolejna płyta jest dla nas wyzwaniem. Nie chcemy żeby to była płyta, którą kupujemy, słuchamy i odkładamy na półkę, a po dwóch latach dokładamy kolejną. Chociaż po części tak jest….
Dla nas jest to ważna płyta. Bo tak naprawdę każdy krążek to wyzwanie emocjonalne, finansowe i psychiczne. Wszystkiego trzeba dopilnować, każdego ustawić do pionu itp. Ja np. chciałbym mieć możliwość odstawić tatuaże i grać tylko muzykę. Chciałbym zobaczyć jak to jest. Ale jest jak jest i wydaje mi się, że takie jest przeznaczenie.
- Ale miałeś np. ofertę od Titusa, żeby grać w Tommy Gun. Nie kusiło Cię żeby ruszyć z projektem z tak znanym muzykiem?
Demolka: No ale zobacz jak skończyło Tommy Gun…
- Fakt, ale Anti Tank Nun jest z kolei dowodem na to, że twarz znanego muzyka może zdziałać cuda.
Demolka: No tak, tylko w Anti Tank Nun bardzo pomaga tata młodego. To nie jest tak, że ten zespół sobie gra, tylko za tym idą poważne pieniądze. Wierz mi, że gdybym ja miał takiego tatę, to teraz bym miał tak samo. Jednak ja wszystko muszę robić sam. Za każdym zespołem, który jest nieznany, a chce osiągnąć sukces muszą być pieniądze.
Gdyby teraz ktoś przyszedł do nas i powiedział: „Podoba mi się jak gracie, obstawiam Wam latem i na jesień trasę z Machine Head”….. Nikt nie mówi, że my, zespół grający z Machine Head możemy z nimi jechać, tylko trzeba zapłacić Machine Head przykładowo 10 tysięcy euro za to, że gramy jako pierwszy, czy drugi support. Dostajemy busa i wszystko, jednak za tym idą duże pieniądze. Dopiero inwestując, grając z nimi kilka tras stajemy się znani. Tak inwestują firmy takie jak chociażby Metal Blade. O tym może nikt nie mówi, ale tak to jest na zachodzie. Dlatego czasem trzeba inwestować, żeby „wypłynąć”.
- Znasz bardzo dobrze krajowy i zagraniczny rynek, bo grywaliście w różnych miejscach i udzielałeś się wiele lat jako techniczny. Jak na tle międzynarodowym oceniasz krajowy i lokalny rynek?
Demolka: Myślę, że to nie jest jakieś mega zło. Moim zdaniem jesteśmy powyżej średniej i dajemy radę. Wszystko jest bardzo ogarnięte. Z ludzi, których znam i organizują koncerty jest chociażby Model (Rebel Music BDG) i on zawsze spełnia wymogi zespołów. To o co grupa prosi ma i wszystko się zgadza.
Grając na zachodzie w Niemczech, czy Francji jedzenie, picie, czy ręczniki to jest w ogóle podstawa. W Polsce nie ma jeszcze czegoś takiego. Ja grając chociażby w Toruniu wszystko muszę mieć swoje. Tam klub jest bogaty sam w sobie i daje to wszystko. W Polsce jest to bardzo dobrze zrobione, ale myślę, że jeszcze chwilę musi to potrwać.
- Pytając Demona z Frontside o poziom muzyków w naszym kraju usłyszałem odpowiedź, do której chciałbym żebyś się ustosunkował. Powiedział, że ma świadomość, że polski muzyk nigdy nie zagra jak ci z zachodu. Zgadzasz się z tym?
Demolka: Wyobraź sobie Krzysia Bogdanowicza z Wólki Dolnej. Jest zajebistym gitarzystą i napierdala na wiośle jak Rob Flynn. Ale musiałby pojechać na zachód, nagrać płytę, być tak sławny jak Rob Flynn, żeby być docenionym. A będąc tutaj tego nie zrobi. Po prostu nie będzie sławny. A dopiero wtedy zwracają na Ciebie uwagę….Ostatnio nawet tak myślałem. Znasz na pewno zespół Rush. Matka Geddyego Lee jest żydówką pochodzenia polskiego. Byli Polakami, rozmawiali po polsku, mieszkali w Skierniewicach. Wyobraź sobie teraz, że oni nie wyjechali do Kanady i Geddy Lee urodził się w Polsce….Myślisz, że nawet jeśli spotkaliby się z Peartem i Lifersonem to stworzyliby coś takiego jak Rush? Nie! Nie osiągnęliby tego co osiągnęli. Wiele jest takich rzeczy. My tak naprawdę jesteśmy wolnym krajem od 20 lat. Oni byli zawsze. Nie mieli komuny itp. Dlatego Rush nagrywając „2112” mógł osiągnąć taki sukces. Na pierwsze dwie płyty na trasę zaprosił ich Kiss. Kto by och w 73 roku zaprosił na trasę gdyby grali w Polsce…
- Nie uważasz, że problem z popularnością zespołów leży trochę po stronie fanów?
Demolka: To się nazywa „znieczulica metalowa”. My graliśmy wiele razy z Acidami i nasze istnienie kończyło się z momentem kiedy schodziliśmy ze sceny. O naszym istnieniu pamiętało może 5% ludzi, bo kupowali płyty i koszulki. Większość ludzi jest leniwa na nowości. Jest Luxtorpeda, jest Acid to jest łatwe, proste i po co mam chwytać po coś innego, skoro to mi się podoba. Poznawanie muzyki to odkrywanie, a my w Polsce lubimy mówić: „Eee tam…to słabe, bo Polskie”.
- Czyli jednak po stronie fanów jest spory problem…
Demolka: Tak mi się wydaję. Ja tutaj nikogo nie oceniam, ale to jest tylko lenistwo… Z drugiej strony myślę, że cięższa muzyka jest dla ludzi lepsza. Jak grasz muzykę taką jak NOKO to nie do końca trafiasz w publiczność. Ludzie nie do końca wiedzą jak się zachowywać. A jak jest Acid, jest napierdalanie, "Anybody Home”, jest pogo to jest zajebiście! Czyli wszystkie gatunki metalowe mają większą szansę na przebicie. W muzyce lżejszej jest za mała publiczność. Publika chce czadu!
- Jestem ciekaw w takim razie czy Ty śledzisz polskie zespoły? Masz jakieś ulubione młode kapele?
Demolka: Ja jestem bardzo otwarty i znam wiele zespołów z różnych regionów Polski. Ciężko mi teraz wymieniać nazwy, ale jasne, że znam i śledzę. Jest dużo ciekawych zespołów i to są moim zdaniem na tyle ciekawe, zawodowe formacje, że każda z nich jadąc na trasę prezentuje mega dobry poziom. Poprzeczka w Polsce muzycznie jest na bardzo wysokim poziomie. Tak samo w tatuażu, którym zajmuję się na co dzień. Nie ma obciachu.
- Co do tatuażu. Jest to coś, czym zajmujesz się zawodowo. Jak przez lata zmieniło się podejście naszych rodaków do tej bardzo specyficznej sztuki?
Demolka: Na samym początku był taki mocny bum w 95 roku. Wszyscy chcieli mieć tatuaże, bo to była nowość. Później ludzie zaczęli to krytykować, bo gdzieś tam dresiarze sobie robili itp. Teraz od 10 lat to jest na tyle popularne, że ten progres jest bardzo widoczny. Ja widzę, że od ostatnich 5 lat zmieniło się prawie wszystko: sprzęt, farby, podejście ludzi, myślenie o rysunku… Artyści w Polsce stali się też lepsi, bo coś czego ja uczyłem się na zasadzie „zrób to sam” żeby dojść do jakiegoś poziomu powiedzmy 10 lat, teraz zajmuje na kursie np. rok. Tak samo jest z muzyką. Kiedy zaczynałem grać na bębnach to miałem stare Polmuzy i nie było nic innego dostępnego. Teraz idziesz do sklepu muzycznego i kupujesz zajebistą Tamę za 4 tysiące, która brzmi bardzo przyzwoicie na początek.
- Jako artysta zajmujący się tatuażem, rysujący to Ty projektowałeś najnowszą okładkę NoNe?
Demolka: To jest kolaboracja między mną, a Pawłem Gawkowskim, ponieważ on robi właśnie takie mroczne rzeczy. Ja bardzo lubię czachy i chciałem sobie zrobić taki tatuaż. Jedną z czach będę miał na udzie z dużym napisem NoNe. Robiłem to z myślą o sobie tak naprawdę (śmiech). Chłopacy z zespołu jak zobaczyli to się załamali i powiedzieli, że to jakiś death metal. Powiedziałem im: „Sorry, ale ja jestem producentem” (śmiech).
- Wracając do Black Star Fest. Mówiłeś, że myślałeś o akustycznych kawałkach, to jednak nie wyszło. Planujecie coś specjalnego na ten festiwal, czy będzie to raczej koncert promocyjny „Six”?
Demolka: Zagramy więcej z nowej płyty. Gramy jakieś 40-50 minut i ze staroci będzie „Black Star”, „In One Moment” i „The Rising” bodajże. Reszta to będą nowości.
M.K.: Na przyszłe lata co planujecie na Black Star Fest? Mówiłeś coś o zagranicznych kapelach. Zdradzisz coś więcej?
Demolka: Nie wiem. Tak strzeliłem. Jak zobaczę, że dużo ludzi się pojawi i spotka to się z zainteresowaniem to może bym poszedł do Urzędu Miasta Bydgoszczy po dofinansowanie. Gdybym dostał 5-10 tysięcy, a to są pieniądze do załatwienia, to można by było myśleć o czymś fajnym. Nie mówię tutaj oczywiście o Machine Head, bo to są znacznie większe kwoty, ale może ściągnęlibyśmy przykładowo Behemotha… Tylko wtedy trzeba by było zmienić lokal na np. Astorię, a wtedy na drugi rok jakby impreza wróciła do Estrady to by niektórzy narzekali…Dlatego na razie zostaję w Estradzie i staramy się trzymać poziom.
Z drugiej strony zajebiście byłoby zrobić duży Black Star w Astorii, a na drugi rok coś mniejszego. Mam nadzieję, że ludzie by na tyle zrozumieli….Zobaczymy…Myślę, że Olas jakoś tam dokłada swoje trzy grosze do tego i pilnuje wszystkiego!
- Jakie macie plany na przyszłość? Planujecie zaskoczyć czymś fanów?
Demolka: Staramy się dużo grać, ale nie jest łatwo. Każdy z nas pracuje i to też utrudnia sprawę. Gramy teraz około siedem koncertów w ciągu dwóch miesięcy. W maju chciałbym zagrać też dwa pełne weekendy. Na pewno chcemy do końca tego półrocza wydać własnym nakładem EPkę, na której znalazłyby się cztery, może pięć kawałków ale zupełnie innych stylistycznie. Coś takiego jak „Veteran”, czy „Home Of Tree Ghosts”. Może nie progresywnie, ale ciężko i trochę wolniej.
Na drugi rok może zaczniemy nagrywać, bo „Six” wyszedł po sporej przerwie i materiał jest gotowy. Teraz chcemy zrobić tę EPkę i zrobimy to po swojemu! Wydamy z 300 sztuk i jakoś się uda!
- Chwilę przed Black Star Fest coś chcesz powiedzieć fanom?
Demolka: Wszyscy z Bydgoszczy muszą przyjść! Kto nie przyjdzie ten …… Myślę, że to jedna z największych imprez metalowych, jakie miały miejsce ostatnimi czasy w Bydgoszczy. Obstawiam, że każdy po koncercie napije się whiskey z uśmiechniętą miną!
Rozmawiał Mateusz Kardaś
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !