Powróciłeś z nowymi muzykami i Decapitated po oczywistej i dosyć długiej przerwie. Ciągnęło do powrotu na scenę pod szyldem Dekap?
Wacław "Vogg" Kiełtyka: W sumie trochę ciężko było wytrzymać bez grania z Decapitated, chociaż to był w ogóle dla mnie bardzo ciężki okres z racji wypadku i straty kolegi i brata. W zasadzie ciężko o tym okresie mówić... Później udało się poznać nowych muzyków i jakoś się wszystko poukładało.
Teraz można powiedzieć, że wreszcie mamy dosyć stabilny skład. Gra Paweł Jaroszewicz na bębnach, Paweł Pasek na basie, no i cały czas jest Rasta, czyli ten sam wokalista, który jest z Decapiteted od reaktywacji. Dobrze nam się ze sobą gra, dogadujemy się doskonale, także dobrze było podjąć decyzję o powrocie. Cieszę się, że znowu mogę grać z Dekapami.
- Zanim reaktywowałeś Decapitated miałeś okazję grać z Twoimi idolami z Vadera. Powiedz jak do tego doszło i czy nie żałujesz, że to nie była dłuższa współpraca?
Vogg: (po dłuższym namyśle) W sumie nie żałuję specjalnie tego, że odszedłem z Vadera. Mam bardzo dobrze wspomnienia z tamtego okresu i zagrałem z zespołem znaczną ilość gigów na całym świecie. Bardzo się cieszyłem, że miałem okazję grać z Vaderem. Jak sam mówisz i ja wielokrotnie to powtarzałem, to jeden z moich ulubionych zespołów i zawsze ich szanowałem za to co robią. To był dla mnie świetny czas i taki trochę ratunek... Mogłem grać i utrzymywać się z muzyki, zanim reaktywowałem zespół. Chociaż wcześniej zdarzyło mi się pracować chociażby w sklepie muzycznym i sprzedawać gitary. Później przyszła propozycja od Petera, no i tak to się zaczęło.
Jeśli chodzi o odejście z Vadera, to nie żałuję. To nie jest mój zespół. Może gdybym nie miał Decapitated to bym został na dłużej, kto wie.
- Dużo doświadczenia zdobyłeś dzięki współpracy z Vaderem?
Vogg: Na pewno z jakimś tam doświadczeniem rozpoczynałem współpracę z tym zespołem, ale zawsze kontakt z innymi muzykami, jeżdżenie po świecie i granie koncertów dużo daje. Wiesz, każda trasa, podróż, rozwija.
- Zwiedziłeś z koncertami niemalże cały glob. Jak jako jeden z najpopularniejszych metalowców z naszego kraju oceniasz polski rynek muzyczny, a także ten zza oceanu?
Vogg: Jeśli chodzi o sam poziom zespołów nie ma na co narzekać. Faktycznie Stany to ogromny kraj i tam jest mnóstwo zespołów, które są na wysokim poziomie i one dyktują pewne trendy w światowej muzyce. Ale podobnie jest też w Europie i Polsce. Tutaj nie mamy się czego wstydzić, bo mamy zajebiste zespoły i zajebistych muzyków. Niektóre kapele zresztą jeżdżą za granicę i całkiem dobrze sobie radzą. Są też takie, które grają tylko w Polsce i wyznaczają poziom. Wiesz, jak powiesz Acid Drinkers, czy Flapjack to każdy wie o co chodzi, więc myślę, że nie mamy się czego wstydzić.
Jeśli mowa o rynku muzycznym to na pewno ten w naszym kraju nie należy do największych i najlepiej działających. Chociaż ja działam na rynku dosyć długo i nigdy nie utrzymywałem się z wydawania płyt. Ja, jak i zapewne wiele innych zespołów, bardziej skupiam się na koncertowaniu i to właśnie z grania mam szczęście się utrzymywać. Dlatego dbam o to, żeby moja agencja koncertowa organizowała cały czas koncerty i żeby mieć dobrą agencję. Jeśli chodzi o płyty, to Decapitated nigdy nie był zespołem, który dobrze zarabiał na ich sprzedaży, przynajmniej w Polsce. Może kiedyś...
W tym momencie na pewno najlepiej i najprężniej działający jest niemiecki rynek muzyczny. Mają tam Nucleat Blasta, Century Media i tam to działa dosyć potężnie. U nas na pewno można pochwalić taką firmę, jak chociażby Mystic Productions. Tam się wypromowało naprawdę sporo kapel, a wiele po prostu mogło wydać płytę. Jednak jakbyśmy chcieli się porównywać na tle Europy, czy świata to byłoby dosyć ciężko...
-
Powiedziałeś kiedyś, że bardzo cenisz akustyczne brzmienia. Myślisz czasami o ruszeniu z projektem, który będzie brzmiał zupełnie inaczej i nie śnił się nawet fanom Decapitated? Może Decapitated akustycznie (śmiech)?
Vogg: Decapitated akustycznie to ciekawy pomysł (śmiech), chociaż w sumie aranżacja mogłaby być bardzo ciekawa. Jak powiedziałeś jestem fanem akustycznych brzmień jak najbardziej. Uwielbiam „żywe” instrumenty wszelkiego rodzaju, a sam grałem kiedyś na akordeonie i skończyłem studia muzyczne na Akademii Muzycznej w Krakowie. Co ciekawe, teraz nagrywaliśmy nową płytę Lux Occulta i tam pograłem trochę na „świni”. Muszę przyznać, że całkiem przyzwoicie to wszystko wyszło i naprawdę szykuje się bardzo fajna i ciekawa płyta. Dobry kawał materiału Jurek przygotował tym razem. Dużo się dzieje i będzie to bardzo szeroki wachlarz brzmień i usłyszymy tam wielu artystów. Nie mogę obecnie zbyt wiele zdradzać, ale na pewno ta płyta trafi i do metalowca i do słuchacza, który interesuje się innymi dźwiękami. Tak naprawdę nie będzie to płyta stricte metalowa, tak jak Lux Occulta grała kiedyś. To już zupełnie inne rejony muzyczne, aczkolwiek słychać, że to cały czas ten sam zespół, chociażby z racji tego, że Jurek jest tam cały czas głównym kompozytorem.
- Na Waszym fanpage`u pojawiła się informacja, która brzmi: „Working on something special for you. Stay tuned!”. Zdradzisz o co chodzi? Szykuje się nowy album?
Vogg: Było coś takiego?! Szczerze mówiąc nie wiem o co chodzi, muszę to sprawdzić. Coś się chyba dzieje bez mojej wiedzy (śmiech). Możliwe, że wiem o co chodzi, ale na razie nie zdradzę.
- Jak wygląda kwestia nowej płyty? Macie już jakieś plany wydawnicze?
Vogg: Można powiedzieć, że już się wzięliśmy trochę za robienie nowych numerów. Generalnie ja robię to u siebie w domu. Szykuję sobie riffy, nagrywam i powoli coś powstaje. Mamy studio zarezerwowane na październik, także będziemy następne miesiące pracowali nad tym materiałem. On już gdzieś tam jest, tylko trzeba go wydobyć. Mamy już pewne doświadczenie wyniesione z kilku ostatnich lat wspólnego grania. Pograliśmy trochę tras i to ma zawsze znaczny wpływ na brzmienie. Człowiek zawsze wynosi jakieś doświadczenie z tych wyjazdów i uczy się dźwięków jakby na nowo. Wiesz, poznaje się nowe sprzęty, efekty etc. Myślę, że to wszystko zaowocuję na nowym materiale. Na pewno będzie bardzo mocno.
Nowa płyta powstanie więc w najbliższym czasie, jednak będzie to już prawdopodobnie przyszły rok. Jego początek, ale będzie to jednak 2014.
- Ostatnie pytanie – duże festiwale, czy małe, klimatyczne klubówki, jak ta tutaj na Black Star Fest?
Vogg: Jedno i drugie! Małe klubusy, spoceni ludzie, wszystko blisko, jest mega głośno – to jest to! W ogóle działalność zespołu bez takich koncertów wg mnie nie istnieje. Ja uwielbiam grać po klubach! To jest podstawa grania na scenie! Duże festiwale też są fajne, bo jest dużo ludzi i to bardzo dobra promocja, ale uwielbiam i jedno i drugie. W sumie nie wiem nawet, czy nie wolę grać w klubach. Zawsze atmosfera jest wyjątkowa i bardzo odczuwalna.
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !