Chociaż nie jestem znawcą sztuki filmowej, w wolnej chwili z ogromną chęcią sięgam po interesujące tytuły. Wybór jest różny, jak chyba w przypadku każdego. Raz zainteresuje mnie reklama, innym razem znajomy coś poleci, jeszcze innym szukam czegoś mniej znanego, a kolejnym razem, jak było w przypadku „Idy”, do obejrzenia filmu zachęcił mnie rozgłos i zachwyty krytyków oraz widzów na całym świecie.
Do oglądania obrazu Pawła Pawlikowskiego podszedłem nastawiony neutralnie. Nie raz bowiem głośno krytykowane dzieło, okazuje się bardzo udane, a zachwalana produkcja totalną porażką. Wszystko zależy od gustu, upodobań oraz oczywiście odpowiedniej promocji. To ona w obecnych czasach w ogromnym stopniu decyduje o sukcesie jednostek oraz konkretnych przedsięwzięć. Niestety jest wielu znakomitych twórców, którzy na swoim koncie mają fantastyczne dzieła, a z powodu braku odpowiednich nakładów finansowych na promocję, czy znajomości, nie osiągną nigdy nawet połowy sukcesu producentów marnych lecz odpowiednio „napompowanych” projektów.
Niestety „Ida” w moim odczuciu stała się bardzo dobrym wytworem marketingu i rozgłos tego filmu oraz zachwyty na całym świecie są mocno przesadzone.
Film ukazuje historie Anny, która przed złożeniem ślubów zakonnych, zgodnie z zaleceniem matki przełożonej, udaje się do ciotki, aby poznać przeszłość swojej rodziny i poznać siebie. Tutaj nic nie szokuje. Jej krewna okazuje się bowiem totalnym przeciwieństwem dziewczyny. Jest ona bezwzględna, lubi wypić i zaszaleć – klasyczne zestawienie dwóch światów.
Bez najmniejszych oporów zdradza ona Annie, że tak naprawdę pochodzi ona z żydowskiej rodziny i na imię ma Ida. Wspólnie wyruszają one w podróż, podczas której poznają smutną przeszłość i rodzinne tajemnice.
Tematyka ukazana w tym obrazie nie jest łatwa i trudno poruszać kwestie zawarte w „Idzie”. Ciężkie wybory życiowe, tajemnice rodzinne, ludzka bezwzględność, upiorne skutki wojny i mordu na żydach – to tylko część treści zawartej w dziele Pawlikowskiego. Pozbawiony kolorów obraz i ponure ujęcia dodają tej produkcji dodatkowego uroku, jednak wszystko to sprawia, że staje się ona nieco nudnawa, a w większości jest także bardzo przewidywalna.
Brak tutaj zapierających wdech w piersiach momentów, w których przez myśl przechodzi „tego to bym w życiu nie zgadł!”. Nie jest to cud jeśli chodzi o trzymanie w napięciu, czy jeden z filmów z serii „oby to jeszcze nie był koniec!”. Niestety już w połowie seansu czekałem na zakończenie i miałem nadzieję, że to właśnie ono powali mnie na kolana i sprawi, że zechcę zakomunikować światu – „Ida” jest genialna! Musicie to zobaczyć! - niestety ta chwila nie nadeszła...
Fajerwerek nie było i nie chodzi tutaj o ponury oddźwięk filmu i w gruncie rzeczy dosyć smutne zakończenie. Nie każda historia musi kończyć się wesoło i takie jest właśnie życie. Po tylu zachwytach spodziewałem się jednak bardziej wciągającego i zapadającego w pamięć filmu, który w moim odczuciu jest mocno przeceniony, a może odpowiednio „wylansowany”…?
Jeśli miałbym swoją ocenę przelać na skalę 1-10, „Ida” zasługiwałaby na 6. Nie jestem jednak znawcą kina i przy głosach "liczących się krytyków" z pewnością ta recenzja nic nie znaczy. Tylko czy to właśnie ocena „szarego widza” nie jest najważniejsza?
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !