O dziwo, dalsza część meczu wyglądała, jak na nasze możliwości, bardzo dobrze i przy odrobinie szczęścia 1 połowa skończyłaby się remisem (zakończyła się wynikiem 2:1). Gdyby Polacy utrzymali takie tempo gry, to bez wątpienia możliwym było obrócenie tej początkowej klęski w zwycięstwo. Jednak druga połowa była zagrana w sposób typowy dla polskiej reprezentacji – mizernie… Suma sumaru mecz zakończył się wynikiem 3:1, który był wielkim zaskoczeniem dla wszystkich komentatorów…
Oczywiście można by się przyczepić, iż arbiter był wyjątkowo łaskawy dla Ukraińców, którzy grali twardo i brutalnie – aczkolwiek w światowych ligach tak się właśnie gra. Można by powiedzieć, iż sędzia powinien dostrzegać faule Ukraińców, a nie skupiać się na drobnych uszczypliwościach Polaków no ale styl gry Polaków w 2 połowie mówi sam za siebie…
Choć nie jestem wykwalifikowanym trenerem, to uważam, iż za takowy obrót spraw odpowiada niewłaściwie działająca obrona, która praktycznie nie istniała w tymże meczu… Równie denerwujące jest dla mnie porównywanie gry polskich napastników z tym, co pokazują na niemieckim podwórku. W tym wszystkim zapomina się często, że zarówno strzeloną jak i straconą bramkę wypracowuje cała drużyna. Bez wsparcia drużyny nawet najlepszy napastnik nie jest wiele wart – szczególnie jak się zastosuje wobec niego zwielokrotnione krycie.
Dla poprawy humoru dodam, iż takowy występ reprezentacji mógł być podyktowany chęcią zachowania „asa w rękawie” przed meczem z niezwykle wymagającą drużyną San Marino.
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !