Istotniejszym, z punktu widzenia niniejszego artykułu, jest sam przebieg i zakończenie amerykańskiej kampanii. Charakterystycznym dla amerykańskiej demokracji są wielkie medialne debaty, których to kandydaci są zdecydowanie aktywniejsi i odważniejsi niż w przypadku polskiej sceny politycznej. Ośmieliłbym się postawić tezę, że debaty w USA są zdecydowanie brutalniejsze niż w naszym kraju. Debata jest spektaklem siły, finezji oraz osobistego wdzięku kandydatów. Jednak to co mnie w największym stopniu urzekło to fakt, iż po zakończeniu wyborów jest czas na specjalne mowy kandydatów – u nas oczywiście jest podobnie. Aczkolwiek w tym miejscu zakreśla się zdecydowana różnica pomiędzy kulturą polityki USA a Polski. Mowa Romney’a, w której gratulował on swojemu rywalowi zwycięstwa jest na gruncie polskim czymś… graniczącym z cudem… W naszym pięknym kraju, politycy rzadko kiedy sobie gratulują i podają ręce. Zazwyczaj dochodzi do zapowiedzi podjęcia kolejnych działań (zmierzających do wygrania następnych wyborów) lub wygłoszenia monologu niezadowolenia. Niestety w tych kwestiach bardzo odbiegamy od kultury naszych zachodnich sąsiadów. Polska to ciekawy kraj, w którym to wyraża się niezadowolenie z demokratycznie wybieranych, przez nas samych, władz. Najsmutniejszym jest jednak fakt, że część środowiska politycznego w otwarty i bardzo frywolny sposób przyznają, że nie będą akceptować demokratycznie obranych organów państwa… co moim zdaniem jest wyraźnym sygnałem braku szacunku do wyborców. Swoją wypowiedź zakończę tkwiącymi w mojej głowie, politycznymi „perełkami”:
- ja panu nie przerywałem;
- nie o taką Polskę walczyłem;
- państwa rząd nic nie zrobił… ale my to naprawimy;
- pan kłamie;
- spotkamy się w sądzie;
- pan mnie obraża… itd.
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !