Tylko nie mów sesja!
Jak już napisałem we wstępie, sesja to paskudna sprawa. Słowo wzbudzające strach. W magiczny sposób przyspieszające bicie studenckiego serca. Generujące pytania typu: to było na wykładzie? Kiedy? Tak dużo? Chyba go poje…? Gdyby nie ona, studia wyglądałyby zdecydowanie inaczej. No ale jest jak jest. Trzeba przez nią przebrnąć - z mniejszym lub większym bólem.
Jutro wyrzucę śmieci!
Badania przeprowadzone przez TNS wskazały, że studenci mają tendencje do odwlekania nauki na później – też mi odkrycie, wow. Tendencje tę nazwano jednak w bardzo ładny sposób – prokrastynacja. W dużym skrócie jej istota jest nieustanne odkładanie czynności na później. Jeśli nie jesteśmy wstanie czegoś pojąć… lub nawet się skupić to decydujemy się na odłożenie tego na później. Co ciekawe psychologowie twierdzą, iż zjawisko to dotyczy także uczniów zdolnych, a nawet wybitnych. Taki tradycyjny „zdolny leń”.
„Styl życia współczesnych studentów na wielu płaszczyznach bardzo odbiega od stylu studiowania, który był „uprawiany” chociażby przez ich rodziców. Pełniąc wiele funkcji społecznych, próbując pogodzić pracę ze studiami, skoordynować egzaminy na kilku kierunkach lub specjalizacjach, studenci są jednocześnie wystawiani na wiele pokus, które moglibyśmy określić „czasozjadaczami”, jak chociażby portale społecznościowe” – komentuje dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Instytut Stosowanych Nauk Społecznych.
A co tam w sieci?
Badania przeprowadzone przez TNS wskazały, iż studenci wolą surfować po sieci niż wertować notatki z wykładów. Blisko 80% respondentów otwarcie przyznało, iż po odłożeniu nauki na później zasiadają przed ekran komputera. 59% procent badanych wskazało, że idzie coś zjeść, 57% gra w gry lub rozwiązuje krzyżówki. Często też następuje „uruchomienie” kontaktów – „stary… umiesz coś na technologię produkcji?”. Co ciekawe blisko co drugi ankietowany zajmuje się sprzątaniem – mi do głowy by to nie przyszło.
Jak żyć?
Cóż… sesję trzeba przetrwać. Nie ważne czy jest to lato czy zima. Zawsze znajdzie się coś ciekawszego od tradycyjnego „wkuwanka”. Aby sobie pomóc można jednak zastosować kilka myków:
- Podzielić materiał i zacząć się uczyć dużo wcześniej – wydaje się to mission impossible, ale wbrew pozorom wtedy oszczędzamy sporo czasu.
- Zaopatrzyć się w energetyki, kawę i inne tego typu używki.
- Nie uczyć się wszystkiego jak leci – starać się wybrać rzeczy najistotniejsze.
- Zorientować się jak w zeszłym roku wyglądał egzamin, na co zawraca uwagę wykładowca i tego się uczyć.
- Wciągnąć troszkę białego proszku – tak, żartuje!
- Ręcznie wypunktować najważniejsze rzeczy na dany egzamin.
- Starać się zrozumieć to czego się uczymy – nawet jak na pierwszy rzut oka wydaje się to nam bez sensu.
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !